sobota, 13 lutego 2010

ci wszyscy piękni samobójcy

Zastanawiałam się, o czym napisać tu po raz pierwszy. I postanowiłam, że nie będzie o nowościach. Nie napiszę o nowym Jarmuschu (przeeenudnym!), ani o "Wszystko co kocham" (swoją drogą, filmie bardzo przyjemnym).

Dziś mam ochotę napisać o filmie nieco starszym, bo z roku 2006, a obejrzanym przeze mnie dopiero niedawno. Mowa tu o "Wristcutters - A Love Story" - po polsku "Tamten świat samobójców" (reż. Goran Dukic).

Obejrzałam, zainspirowana tomikiem opowiadań Edgara Kereta. To właśnie na podstawie tytułowego opowiadania "Kolonie Knellera" Dukic nakręcił swój film. Kereta strasznie fajnie mi się czytało, a jak później usłyszałam, że Knellera w wersji filmowej gra nikt inny, jak Tom Waits, stwierdziłam, że muszę ów film czym prędzej obejrzeć. Tak też zrobiłam.

Lubię takie kino. Takie, czyli jakie? Po pierwsze - kino drogi, po drugie - takie, w którym pozornie zbyt wiele się nie dzieje. Akcja rozwija się powoli, poznajemy bohaterów, takich raczej zwyczajnych. Spokojnie ich sobie obserwujemy i nie wiadomo kiedy zostajemy na dobre wciągnięci. Tak jest właśnie w tym przypadku.

Zia - główny bohater - podcina sobie żyły. I od tego się zaczyna. W sumie za bardzo nie wiemy, dlaczego się zabił. Widzimy natomiast, że to nie koniec i że trafia na "tamten świat". "Tamten" tak naprawdę niewiele różni się od "tego". Jest tak samo, tylko że trochę gorzej.
Czyż nie pociagająca wizja świata dla samobójców? Dla mnie piękna w swej prostocie.

Zia mieszka sobie na tym zwyczajnym, ale raczej kiepskim, świecie, pracuje w pizzerii i nic się w tym jego drugim życiu dzieje. Poznaje Eugene'a, który, co tu raczej rzadko spotykane, mieszka z całą swoją rodziną. I nagle wszystko się zmienia, gdy Zia przypadkiem dowiaduje się, że jego dziewczyna, którą w dalszym ciągu kocha, niedługo po nim także ze sobą skończyła.
Wie, że musi ją odszukać. Razem z Eugenem wyruszają więc w szaloną podróż rozwalającym się samochodem z czarną dziurą w podłodze. Po drodze poznają Mikal - dziewczynę, która jak mówi, trafiła tu przez pomyłkę.

Właściwie nie to, gdzie dojadą jest najważniejsze, ale podróż sama w sobie. Mikal, która jest "nowa", wnosi do ich życia trochę radości i szaleństwa. I ten, raczej kiepski, świat staje się nawet znośny.

Film "Wristcutters" bardzo przyjemnie się ogląda. Zabawne, niewymuszone dialogi i fajnie, chociaż całkiem zwyczajne, postacie. Przez niecałe półtorej godziny zdążyłam naprawdę polubić ten świat (spokojnie, nie zamierzam ze sobą kończyć).
I nawet zakończenie, w odróżnieniu od opowiadania silące się na ładny happy end, wcale mi nie przeszkadzało.
Polecam na paskudny zimowy wieczór.

A z głośnika sączy się właśnie głos Charlotte. Magia po prostu. I nic więcej tu nie napiszę, bo pisałam już gdzie indziej:
http://www.uwolnijmuzyke.pl/charlotte-gainsbourg-irm

Polecam pierwszy z płyty "IRM" klip.
http://www.youtube.com/watch?v=KP-nVpOLW88

/Eliza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz